jakoś utrwalone miałam w dzieciństwie, że ciasta drożdżowe to wyższa szkoła jazdy. opowieści o tym, jak to się udają, albo i nie, z naciskiem na nie, jak to trzeba uważać na idealną temperaturę, stan zdrowia i układ ciał astralnych… a potem pojawiła się na antenie radia bez ludzkiej twarzy siostra anastazja (o ile dobrze pamiętam), i babcia, jako jedyna jej słuchaczka wydała polecenie swojej córce, a mojej ciotce przeprowadzenia testu. przewrotem w tym wszystkim było to, że ciasto należało pozostawić w chłodzie do wyrośnięcia. wbrew wszystkiemu wyrosło. no to nieśmiało zaczęłam próbować zabaw z drożdżami, i za każdym razem o dziwo nie miałam żadnego problemu. a dziś w galerii potraw znalazłam chałkę marghe_72.
chałka z kruszonką
chałka: 0,5 kg mąki pszennej, 1 opakowanie drożdży instant, 1 jajo + 1 żółtko, 1 szkl. mleka, 5 łyżek brązowego cukru, otarta skórka z pomarańczy, 3 rozpuszczone łyżki masła, szczypta soli
kruszonka: 1/4 szkl. mąki, 2 łyżki cukru, 25 g masła
podgrzewamy mleko. do odlanej połowy dodajemy drożdże, łyżkę cukru i mąki. pozostałą mąkę przesiać, wlać drożdże i pozostałe mleko, dodać jajo, cukier, sól, skórkę z pomarańczy i masło. wyrobić i zostawić na godzinę do wyrośnięcia.
ciasto podzielić na trzy części, z nich zrobić wałki i upleść warkocz. składniki kruszonki wymieszać razem, aż się porobią grudki. chałkę posmarować go żółtkiem, posypać kruszonką i piec ok. 30 min. w 180 st.C.
nie da się ukryć, że miałam pomocnicę, od momentu przesiewania mąki, po osobiste zaniesienie przestudzonej blaszki na plan zdjęciowy.