kilka lat temu po chrzcinach potomkini jedliśmy obiad w towarzystwie podlasko-śląskim. goście podlascy próbowali wtedy rolad z kluskami z dziurką, a ślązacy chłodniku z botwinką. i właśnie chłodnik stał się potem tematem telefonicznym nr 1. jak się go robi, ile chłodzi i czy na pewno mogą być dowolne ilości składników?
w naszym domu to była najszybsza letnia zupa raczej podawana do drugiego dania do popijania w trakcie. ale chłodnik podany z młodymi ziemniakami wystarczy również za cały posiłek, więc nie ma jednej słusznej metody jego spożywania. dla tych, co nie przepadają za botwinką, albo chcą jeszcze skrócić czas przygotowania polecam bułgarską mleczną sałatkę.
chłodnik z botwinką
- pęczek botwinki z mikroburaczkami,
- pęczek koperku,
- pęczek rzodkiewek,
- pół pęczka szczypiorku,
- ogórek,
- 1 litr zsiadłego mleka/jogurtu/kefiru,
- ugotowane na twardo jajka,
- opcjonalnie plastry pieczonego mięsa
botwinkę pokroić w paski ok. 1 cm, buraczki (jeśli są w bardzo cienkie plasterki), wrzucić mokre na rozgrzaną patelnię i trzymać pod przykryciem, aż zmiękną, ewentualnie podlewając kilkoma łyżkami wody, żeby się nie przypaliło. ostudzić. rzodkiewki pokroić w plasterki, ogórek w kostkę. szczypior i koperek posiekać. wymieszać z zsiadłym mlekiem i wstawić do lodówki na godzinę. podawać z ugotowanymi na twardo jajkami i ewentualnie pieczonym mięsem pokrojonym w paski.