przyznam, że pierwszy raz w życiu, gdy zamykałam oczy to widziałam grzyby – pod zwalonymi pniami, przysypane liśćmi i igliwiem. tak się dzieje, jak człowiek od 5 rano do 24 żyje w cieniu grzyba 😉
mama wyciągnęła mnie na grzyby do puszczy knyszyńskiej po raz drugi w trakcie tych wakacji. za pierwszym razem nazbierałyśmy trochę podbrzeźniaków i odrobinę maślaków zwyczajnych. natomiast teraz ona zbierała borowiki, a ja kosiłam maślaki żółte, które widziałam pierwszy raz w życiu, i które postawiły mnie wobec dylematu, czy zbierać nieznane grzyby i potem je ewentualnie wyrzucić, czy z jedną sztukę szukać w lesie matki, a potem liczyć na szczęśliwy traf, że znajdę ich miejsce wysypu.
grzyby marynowane
- świeże leśne grzyby (prawdziwki, kozaki, maślaki, gołąbki),
- liście laurowe,
- ziele angielskie,
- kolendra w ziarnach
zalewa (proporcje na oko, do smaku):
- woda,
- ocet spirytusowy,
- cukier,
- sól
oczyszczone grzyby włożyć do osolonego wrzątku i od momentu zagotowania wody gotować 20 minut. zagotować składniki zalewy, jej smak dobierając indywidualnie. grzyby osączyć, przełożyć do słoików, do każdego wkładając po jednym liściu laurowym, 2 ziarenka ziela angielskiego i kolendry na czubku łyżki. zalewać gorącą zalewą prawie po samą krawędź słoika, zakręcać i odstawiać do góry nogami, do ostudzenia.
maślak zwyczajny – oprócz charakterystycznego śluzu jest w brązowym kolorze
maślaki żółte