byłam kiedyś na sylwestrze, na którym zaszalano z tatarem pod względem ilościowym i jakościowym. ilości były przeogromne, zapewne założono że wszyscy z chęcią go zjedzą. no i rzeczywiście wszyscy się rzucili, i po pierwszym kęsie jedli jakby z przymusem. i tu dochodzimy do jakości. jak pewnie znaczna większość czytaczy wie, oryginalny przepis wymaga drobnego siekania mięsa. bardzo drobnego. a tam był siekany byle jak, a do tego prawie nie przyprawiony. no i w związku z tym, że nie był to bal wampirów i miłośników dań krwistych, to ten tatar został na stołach ledwie naruszony.
od jakiegoś czasu mam wrażenie, że tatar bardziej kojarzy się ludziom z rybami niż z wołowiną. czy to efekt globalnego spisku, mającego na celu załamanie na rynku hodowców wołowiny? z kimkolwiek bym tatara nie jadła, to zapewnia on, iż go bardzo lubi i bardzo dawno nie jadł.
tatar wołowy
polędwica wołowa, olej, sól, pieprz, maggi, surowe żółtka jajek przepiórczych, ogórki kiszone, cebula
polędwicę pozbawioną błon mielimy lub drobniutko siekamy, przyprawiamy, dodajemy kilka łyżek oleju, który wg mojej mamy zapewnia tatarowi pulchność, i wyrabiamy ręcznie na jednolitą masę. formujemy nieduże klopsy, które smarujemy naoliwioną ręką (mięso nie ciemnieje i błyszczy), robimy wgłębienie na środku i w nie wkładamy całe żółtko. wokół mięsa tworzymy wianuszek podzielony na pół. połowę tworzą drobno posiekane ogórki kiszone, a drugą połowę drobno posiekana cebula.