Tuż przed Wielkanocą powinnam Was zasypywać przepisami wielkanocnymi. Jednak tego nie zrobię w tym roku. Po pierwsze dlatego, że łatwo znaleźć wszystko w archiwum bloga, naciskając choćby tag „wielkanoc„. Znajdziecie tam i przepisy tradycyjne, np. ze Śląska – bo w ubiegłym roku testowałam je zapamiętale, znajdziecie też zupełnie nowe zastosowania znanych mięs i ciast. Po drugie, nie samymi świętami żyję, a pora roku jest taka, że pewne prace można tylko teraz zrobić. I tak było ze szczepieniem drzewek owocowych.
Moja przygoda z ogrodnictwem dopiero się rozpoczęła, więc żeby zdobyć trochę wiedzy tajemnej skorzystałam z zajęć Śląskiego Ogrodu Botanicznego w Radzionkowie, gdzie zajęcia praktyczne poprzedzone były porządnym wstępem teoretycznym przygotowanym przez Martę Jończak-Pieniążek i Wojciecha Pikulę. Dzięki temu, wiem, że te gałązki to podkładki i zrazy 😉
Gdybym miała się sama przygotowywać w domu, to pewnie bym zrezygnowała, bo na co mi się przyda kilkadziesiąt sztuk opasek, no może jak kiedyś strzelę sobie sad 😉 Tu zapewniono nie tylko zrazy i podkładki, ale również noże do cięcia, ostrzałki do nich, gumy do wiązania, opaski do oznaczania, wosk do zabezpieczenia ran. Nawet gałęzie do cięć próbnych.
Do szczepienia dostaliśmy 4 stare gatunki, z których nazw zapamiętałam jedynie te polskie – kosztelę i kalwinkę. Na szczęście pozostałe mam zapisane na opaskach zamocowanych już na drzewkach.
Wydawać by się mogło, że przecięcie gałęzi to banał. Tylko, że potem okazuje się, że znaczenie ma i kąt i gładkość cięcia.
Materiału do ćwiczeń mieliśmy dość 😉
A tak się wiąże gumą ze sobą gałązki, żeby się nie rozsuwały.
Każda czynność ma znaczenie. Nie pomyślałabym, że miejsce cięcia na gałęzi trzeba też zabezpieczać przed wilgocią.
No a tak wyglądają moje dwa z czterech drzewek, akurat te, których nazwy pamiętam.
Dlaczego bawię się w samodzielne szczepienie drzewek, skoro wszystko można kupić gotowe. Pewnie jest tak samo, jak z gotowaniem – przecież mogę kupić gotowe, tylko przynieść do domu i podgrzać. A jednak codziennie sama gotuję. Poza tym, sprawia mi to autentycznie frajdę. Korzyści są też bardziej wymierne już w samym procesie uprawy. Stare odmiany są odporniejsze na choroby i szkodniki oraz mrozy. Są mniej wymagające, co może mieć znaczenie dla wszystkich weekendowych ogrodników 😉 Są pokarmem nie tylko dla ludzi, ale również dla owadów i zwierząt, są również ich schronieniem – czasem warto pomyśleć o takich sprawach.