niedawno w wysokich obcasach przeczytałam wypowiedź marty gessler o tym, co jest modne w kuchni. między innymi był tam wymieniony powrót do smaków kuchni domowej, często pamiętanej z dzieciństwa. akurat tego dnia chodził za mną smak ogórkowej…
w domu, do wywaru dodawano pokrojone w półplasterki nerki. z siostrą biłyśmy się wręcz, która będzie miała ich więcej w talerzu. ale żeby pyszne, jak i cała zupa, trzeba je było wcześniej rozkrojone porządnie wymoczyć w wielokrotnie zmienianej wodzie (bo niewymoczone dają zapach, którego w kuchni nie polecam ;).
zajrzałam do kilku blogów, które podawały swoją wersję tej zupy, różnią się niby drobiazgami, ale pewnie dzięki nim to właśnie takie, a nie inne zupy nam smakują. podstawowe rozróżnienie polegało na dodawaniu ziemniaków lub ryżu, ale był też przepis z kaszą manną (jadłam kiedyś i polecam), z ogórkami oddzielnie uduszonymi na masełku, z okrojoną włoszczyzną – tylko marchew i pietruszka. ogórki krojone lub tarte (oczka lub tarka ziemniaczana), pozostałe warzywa zostają w zupie lub nie. wszystko zmiksowane lub nie. śmietana wmieszana w zupę lub jedynie dekoracyjny kleks. i pewnie jeszcze pare patentów, które mi umknęły 🙂
zwykła zupa ogórkowa
- włoszczyzna bez kapusty,
- ziemniaki,
- bulion,
- ogórki kiszone,
- sól, pieprz,
- śmietana
włoszczyznę i ziemniaki pokroić w kostkę. ugotować do miękkości w bulionie. dodać ogórki starte na tarce do ziemniaków (lub zmiksowane). przyprawić, zagotować i dodać śmietanę.