piątek miał takie dziwnie krótkie popołudnie. ledwie odebrałam dziecko z przedszkola, a już się spóźniłam na wernisaż. odpuściłam obiad zakładając, że rodzina w domu poradzi sobie, ostatecznie w lodówce nie wiało pustką, a ja wytrzymam jeszcze godzinę. wytrzymałam jeszcze trzy i wróciłam do domu z żołądkiem przyklejonym do kręgosłupa. i co? i oczywiscie zapomnieli, że przydałoby się zjeść. za to następnego dnia sąsiadka przyszła się wytłumaczyć, czemu młodej nie poczęstowała zupą, gdy ich odwiedziła i tak się przyglądała, jak jej dzieci grzebały w talerzach i pytała, czy smaczne. ona miała dokładnie odmierzone tylko dla nich. poczułam się jak wyrodna matka, która napuszcza dziecko na talerze obcych…
wracając do piatkowego wieczoru, gdy minęła złość, że nic nie ma gotowego do jedzenia. obejrzałam zawartość lodówki i stwierdziłam, że ani chybi hiszpański omlet będzie najlepszym rozwiązaniem. trochę oszukany, bo z wykorzystaniem już ugotowanych ziemniaków, i z paseczkami szynki podsuszanej, ale nie wiem, czy istenieje tylko jedna słuszna wersja przepisu 😉
tortilla de patatas
3 ziemniaki, po 2 jajka na osobę, 1 drobno pokrojona cebula, oliwa, sól, pieprz
ziemniaki pokroić w półplasterki i smażyć aż będą miękkie, ale nie rumiane (dzięki ugotowanym ziemniakom ten moment znacznie się skrócił, bo tylko je podgrzałam). oddzielnie na oliwie zeszklić cebulę. w miseczce roztrzepać jajka, dodać ziemniaki i cebulę (ja tu dodałam paseczki szynki), wlać na patelnię. kiedy spód będzie ładnie zrumieniony, zsuwamy delikatnie omlet na talerz, przykrywamy patelnią i szybkim ruchem odwracamy wszystko. podsmażamy na małym kilka minut, żeby obie strony były równomiernie złociste, a omlet w środku nie był surowy.