w mojej rodzinie nie ma tradycji pieczenia mazurków. wiele lat temu próbowaliśmy to zmienić. w pamięci utkwiły mi dwie próby. pierwszą był mazurek cygański – bez pieczenia. smaku jego nie pamiętam w ogóle. drugą próbą był mazurek kajmakowy. nigdy nie robiłam sama kajmaku, a nie wpadło mi do głowy ugotowanie po prostu puszki mleka kondensowanego. przepis na masę wzięłyśmy więc z siostrą z kuchni polskiej, i tak gotowałyśmy, że nie udało mu się zgęstnieć. ona mimo to stwierdziła, że wylewamy płyn na ciasto. no i oczywiście byłyśmy niezmiernie zdumione ze swego niepowodzenia. poczyniłam próbę trzecią – ostateczną. jakby nie wyszedł, to więcej bym nie próbowała. no a tu niespodzianka.
mazurek pomarańczowy
ciasto: 25 dag mąki, 7 dag cukru pudru, 1 łyżeczka proszku do pieczenia, 2 żółtka, 1 cukier waniliowy, 1/3 szkl. śmietany, 10 dag masła
sypkie składniki mieszamy, dodajemu żółtka i pokrojne na kawałki masło. siekamy nożem na drobne kawałeczki, tak że wszystko nam się pięknie miesza. wtedy dodajemy śmietanę i szybko zagniatamy, owijamy w folię. wkładamy je do lodówki na minimum godzinę.
zimne ciasto rozwałkowujem, wyklejamy formę do pieczenia (akurat z tej porcji wystarczy na blachę mazurkową – bez jednego brzegu). robimy rant z ciasta i pieczemy w 180 st. 20 minut.
masa: 2 cytryny, 3-4 pomarańcze, 1/2 kg cukru, 10 dag płatków migdałowych
owoce sparzyć i zetrzeć na tarce jarzynowej razem ze skórką. smażymy je z cukrem i połową szklanki wody. najlepiej to robić w teflonowym rondlu, bo masa z czasem ma tendencję do przywierania. a smaży się długo, aż masa zgęstnieje i zacznie się robić szklista. po zdjęciu z ognia dodajemy migdały, mieszamy i wykładamy na upieczony spód. żeby lepiej się rozsmarowywało trzeba to robić nożem zanurzonym wcześniej w gorącej wodzie.