za kuchnię marokańską dotąd się jeszcze nie zabierałam, ale właśnie poczyniłam pierwszy krok. istotny, gdyż przygotowałam składnik niedostępny ot tak w każdym sklepie. nosiłam się z zamiarem wyprodukowania go już od dłuższego czasu, ale zawsze było jakieś ale, aż w końcu czynnikiem sprawczym stała się klopsopatra, która nadciągnęła z wielką reklamówką cytryn i grapefruitów. nie pytałam czemu to w ilościach hurtowych kupuje, tylko od razu zabrałam się za przetwarzanie 🙂
kiszone cytryny
- cytryny,
- sól niejodowana,
- oliwa/olej
cytryny w skórkach moczymy kilka godzin. po osuszeniu odcinamy czubki i nacinamy wzdłuż na krzyż, ale tak aby nie przeciąć do końca (na zdjęciu one tylko wyglądają na rozcięte). w każde nacięcie wsypać łyżeczkę soli. i bardzo ściśle upychać w słoiki. zalać dwoma-trzema łyżkami dobrego oleju lub oliwy. po kilku dniach cytryny puszczą sok i same pokryją się cieczą. i tak można je zostawić na 3-4 tygodnie.
w ramach ekstrawagancji można dodać liść laurowy albo liść curry, chilli lub kumin, imbir, kolendrę i ziarna czarnej gorczycy.
o efektach będę donosić. po pierwszym dniu przybyło ok. 1 cm soku.