od dawna już mnie nie dotyczą rozterki, o których pisałam w tekście o wymiernych korzyściach z braku męża nocą w łóżku. i nic już nie stoi na przeszkodzie, żeby zimą wypić sobie tego niesamowitego grzańca.
z lumumbą zetknęłam się wieki temu na jarmarku bożonarodzeniowym w hannowerze. był konkurencją dla glühweina, czyli grzanego wina. co jest lepsze – lumumba czy grzane wino? musicie wybrać sami 🙂