na święta planowałam upiec sernik. tak mi to planowanie świetnie poszło, że wiaderko sera pozostało do wczoraj, a termin przydatności przypadał dziś*. chciałam z niego upiec sernik. oczywiście ten, który wszyscy użytkownicy internetu już z jedli, a ja wciąż miałam tyły… czyli znowu nigella.
z limonkami w markecie osiedlowym nie było problemu, ciastek czekoladowych wybór ogromny. wybrałam oblane z każdej strony czekoladą, nie biorąc pod uwagę, że w niej jest sporo tłuszczu, i w sumie mogłam dać trochę mniej masła.
nigella przy tym przepisie uszczelniała tortownicę w dość ciekawy sposób. na wyjęte dno tortownicy układała duży arkusz folii aluminiowej. zapinała tortownicę. wywijała brzegi arkusza do góry i dawała drugi arkusz pod dno, który też wywijała w górę. rzeczywiście z tortownicy wyciekła odrobina tłuszczu i zatrzymała się między warstwami folii.
sernik limonkowy
300 g czekoladowych ciastek, 75g masła, 750 g twarogu do serników, 200 g cukru pudru, 4 jajka, 2 żółtka, sok z 4 limonek
ciastka rozdrobnić albo mikserem, albo wałkiem w torebce, i wymieszać z miękkim masłem. uszczelnić tortownicę. jej dno wyłożyć masą ciasteczkową mocno dociskając. wstawić na 30 min. do lodówki. ser zmiksować z pozostałymi składnikami i wylać na schłodzony spód. tortownicę wstawić do większego od niej naczynia, napełnić do połowy wysokości tortownicy gorącą wodą i piec w 180 st.C (termoobieg) przez ok. godzinę**. ostudzić w tortownicy, i w tortownicy włożyć na kilka godzin do lodówki***.
* problem terminu przydatności przestał istnieć…
** wydaje mi się, że gdzieś spotkałam się z informacją, że w trakcie pieczenia można wierzch przykryć, wtedy zostanie biały (czego, jak widać nie uczyniłam)
*** konsystencja sernika nie jest tradycyjna, dość kremowa wymaga krojenia, jak tort.