Noc 17 maja to w tym roku czas, kiedy muzea zapraszają o zupełnie niestandardowej porze. Moja wizyta w Muzeum Górnośląskim to w zasadzie było już zakończenie tego dnia. Wcześniej zwiedzaliśmy chorzowskie bunkry, po których oprowadzało Stowarzyszenie „Pro Fortalicjum”. Natomiast w muzeum czekał pełen smaczków wykład „Zupy białe , zupy rumiane, rosoły delikatne…” z cyklu Literatura w kuchni. Kuchnia w literaturze, o którym jeszcze napiszę. Uwieńczony oczywiście parującym rosołem.
Nie wiem, czy to temat tak kuszący, czy wizyta polityczna, ale do muzeum zawitała Nelly Rokita, z zainteresowaniem pochylając się nad przepisem na polewkę piwną.
Po wykładzie w końcu trafiłam na wystawę Przy kuchennym stole – wnętrza i smaki kuchni śląskiej, po której oprowadzała jej kuratorka Anna Grabińska-Szczęśniak. Opowieść obfitowała w różnego rodzaju ciekawostki, ale chyba największym smaczkiem jest metoda wykonania makiet izb kuchennych – otóż wykonane są one z ręcznie malowanego kartonu.
Z ciekawostek już bardziej tematycznych, to dowiedziałam się, że do lat 20. XX wieku stół w wiejskiej kuchni wcale nie służył do jedzenia. Był elementem świętego kąta. Używany jedynie w wyjątkowych okazjach, np. podczas wizyty księdza po kolędzie. Gdzie w takim razie jedzono? – na ławach, które stały wzdłuż ścian.
Co prawda nie należę do fanów kawy, ale kolejna ciekawostka właśnie jej dotyczy. Niby kawa produkt luksusowy, a wiejskie kuchnie były wyposażone w rondel do palenia kawy.
W trzeciej kuchni, już dwudziestowiecznej, widać największe zmiany. Stół zaczął służyć do tego, do czego i teraz służy, wprowadzono na ściany kolor i deseń, pojawiła się garnitura kuchenna, czyli haftowane makatki. Przy czym do nich zaliczają się nie tylko takie z wzniosłymi hasłami „Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje”, czy „Dobra żona gotuje, jak mężowi smakuje”, ale również tkaniny wiszące przy meblach – przesłaniające rzeczy stojące pod ławami, łóżkami, stołami szafkami-toaletkami, „kieszonki” na grzebienie pod lustrem, „ząbki” wykańczające krawędzi półek.
Wystawę kończyła klasyczna kuchnia z Ikei, którą każdy w zasadzie może obejrzeć w ich sklepie. Przyzwyczajenie do tego wnętrza było widać w zachowaniu zwiedzających. Swobodnie brano wyposażenie do rąk i odpoczywano przy stole.
A potem na każdego, kto miał jeszcze siłę, czekał koncert Ewy Urygi.