przyniesiony z piekarni zakwas rósł i rósł dzięki codziennemu dokarmianiu, w pewnym momencie nawet próbował zająć większą powierzchnię niż było to przewidziane. a im bardziej rósł tym malała moja odwaga potrzebna do zmierzenia się z tym zadaniem. aż w końcu zapasy kupnego chleba skończyły się i konieczność wzięła górę.
chleb wyszedł nie do końca udany, jak na mój gust. w smaku całkiem dobry, ale trochę niewyrośnięty i ciężkawy. wydaje mi się, że powody były dwa. pierwszy, to to, że przez roztrzepanie dodałam za mało drożdży, które miały go dodatkowo spulchnić. a drugi, to zbyt niska temperatura w trakcie wyrastania. w mieszkaniu mamy około 20 st. i czas kiedy piec się włącza nie pokrywał się z rośnięciem ciasta, przez co nie mogłam postawić go w pobliżu kaloryfera, bo nie miałoby to żadnego sensu. o ile z pierwszym problemem da się łatwo rozprawić, to z drugim nie wiem za bardzo co zrobić. może wydłużyć ten czas np. na całą noc?
tak teraz pomyślałam, że piekąc w rzymskim garnku zastosowałam się do rady, żeby ponownie nie zostawiać chleba do wyrośnięcia, a może jednak trzeba było?
chleb pszenno-żytni
25 dkg mąki pszennej, 25 dkg mąki żytniej, 15 dkg zakwasu, 8 g świeżych drożdży, 300 ml wody, 1 płaska łyżeczka soli
wszystkie składniki wymieszać wymieszać i zostawić na 2 godziny. przełożyć do namoczonego, natłuszczonego i wysypanego otrębami garnka rzymskiego. wstawić do zimnego piekarnika. temperaturę ustawić na 200 st.C i piec przez godzinę pod przykryciem.