Projekt „Pobyt tolerowany” jest przedsięwzięciem o charakterze edukacyjno-kulturalnym, powstałym w wyniku działań prowadzonych przez Centrum Kultury Niezależnej „Teatr Szwalnia” w Łodzi oraz Ośrodek Teatralny „Kana” w Szczecinie. Poznanie sytuacji uchodźców w Polsce było możliwe przez zajęcia z dziećmi z Ośrodka dla Cudzoziemców w Grotnikach koło Łodzi oraz spotkania z rodziną czeczeńskich uchodźców – Luizy i Adama z dziećmi: Khedą, Abdulem, Mediną, Aiszą i Eliną. Bliskie relacje, jakie z nimi zostały nawiązane, zderzyły się z niskim poziomem wiedzy Polaków o problemie uchodźctwa, niechęcią wobec obcych i powszechnymi uprzedzeniami.
Grudniowe popołudnie raczej sprzyja świątecznym przygotowaniom niż rozmyślaniom nad problemami obcych, których obecność często podświadomie jest spychana na margines. Ale w CSW „Kronika” na warsztaty pod nazwą „Obce smaki” stawiają się chętni do spotkania z nieznaną kuchnią kaukaską i do dyskusji o zwyczajach związanych z gościnnością.
Oprócz seniorów przybyli mieszkańcy domu pomocy. Łączy ich to, że znaczna część nie pochodzi ze Śląska, więc z problemem „inności” zetknęli się osobiście. Ale zanim to wynikło, Weronika Fibak – autorka koncepcji projektu, opowiada o tym, czym dla niej było spotkanie z uchodźcami, jak docierali do dorosłych, zdobywając zaufanie dzieci. Wspólna zabawa była pretekstem do rozmów, do obserwacji oraz pomocą dzieciom w nauce języka polskiego. Przez nie i ich rodzinę poznali i historię wojny w Czeczeni, i czeczeńskie smaki potraw, i powody, dla których wybrali Polskę. Nasz kraj wydawał się być otwarty i życzliwy. Uchodźcy liczyli na to, że tutaj ze znajomością rosyjskiego poradzą sobie lepiej niż gdzieś indziej. Niby powszechna znajomość rosyjskiego zostaje w trakcie warsztatów szybko skonfrontowana z rzeczywistością. Dostajemy przepis napisany cyrylicą. Odczytania go podjęła się tylko jedna osoba. Przed podobnym problemem stają uchodźcy, którzy po przyjeździe dostają instrukcje zapisane po polsku.
„Zaszyfrowanym” przepisem była sałatka Adama o szczególnej dla niego wartości sentymentalnej, gdyż wykonywana niegdyś przez jego babcię. Dla uczestników spotkania była wstępem do kuchni kaukaskiej, z którą, jak się okazało, niewiele osób miało do czynienia. Dla starszej części uczestników spotkania było to również pierwsze zetknięcie się ze smakiem bakłażana, do którego doszły później znane już warzywa, takie jak marchewki, papryki, cebule i pomidory. Wszystko doprawione zostało na ostro czosnkiem oraz tymiankiem.
Nie zabrakło chętnych do obierania i krojenia warzyw, a siekanie cebuli mieszało się z intymnymi historiami o bezdomności, pobycie w więzieniu, latach dziecięcych, przepisach babć, sposobach zachowania przy stole, różnicach w rozumieniu gościnności na Śląsku i w pozostałych częściach kraju. Nie sprawdziło się przysłowie „gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść”. Powstał olbrzymi kocioł kaukaskiego przysmaku, który odgrywał niebagatelną rolę w następnej części projektu.
Drugim smakiem są czepałgasze – pszenne placki z nadzieniem z twarogu. Przepis pochodzi od Luizy, ich wykonanie wymaga precyzji i wprawy, bo ciasto trzeba bardzo delikatnie rozciągnąć i nie zrobić w nim dziur, przez które mogłoby uciekać nadzienie. Nasze placki wychodzą zbyt grube, nadzienie ucieka, ale przyjemność, jaką mają wypisaną na twarzach uczestnicy, rekompensuje tę kulinarną klapę.
Sałatka (którą ja znałam pod nazwą kawior z bakłażana i której przepis znajdziecie klikając w podświetlenie) i czepałgasze zrobione na warsztatach, trafiają do kolejnej części akcji – spotkania w prywatnym, niewielkim mieszkaniu. Tym razem to rozmowa z przypadkowymi ludźmi, którzy przyszli na spektakl w nietypowym miejscu. Z roli widzów muszą wejść w rolę gości – dostają domowe kapcie, siadają przy zasłoniętym ceratą stole, piją herbatę ze szklanek w plastikowych koszyczkach, a wybór między sałatką Adama, a czepami Luizy decyduje o historii, jaką mogą dalej usłyszeć. Spotkaniu towarzyszy grający w tle telewizor rozpraszający migawkami z wystąpień prezydenta Rosji i czeczeńskimi krajobrazami. To wstęp do wielu ważnych pytań, na które niekoniecznie publicznie padnie odpowiedź. To również wstęp do spektaklu, którego sceną stanie się stół, przy którym chwilę wcześniej wypełniano ankietę badającą chęć wyjazdu do Czeczenii, napisaną również po rosyjsku.
Sam spektakl jest opowieścią zbudowaną z obserwacji dziecięcych zabaw. Jedną z takich zabaw było budowanie z kartonu własnego domu. Ta przestrzeń dawała im poczucie innej rzeczywistości. Tu rzeczywistość zbudowana jest na stole z odwróconych nogami do góry krzeseł, opakowań po żywności, sznurków, papierowych ludzików. Podświetlone latarkami i lampkami nocnymi rysują na ścianach cienie zrujnowanego przez wojnę miasta. Te widoki pozostają razem z pytaniami o naszą wrażliwość, empatię i szacunek wobec inności, które są czymś więcej niż tylko godzeniem się na obecność uchodźców mimo braku aprobaty ich odmienności.
tekst pochodzi z zimowego magazyny Maszkety