zapowiedź nieznanego dania o egzotycznej i nic nie mówiącej mi nazwie była niezwykle ekscytująca. a zdziwienie na widok sałatki z ziemniaków wprost proporcjonalne do tej ekscytacji… rzeczą, na którą tak czekałam był szałot. to śląska wersja sałatki ziemniaczanej przygotowywana na wszystkie uroczystości rodzinne: chrzciny, komunie, wesela, pogrzeby, jak również na święta: na wigilię w składzie znajduje się śledź, a na wielkanoc towarzyszy gotowanej kiełbasie. oczywiście ile osób go przygotowuje, tyle wersji.
nie znalazłam źródła cytatu kopiowanego przez wszystkie strony prezentujące potrawy kuchni śląskiej, ale też podam go jako ciekawostkę: „Pół litra mleka gotować kilka minut z łyżką mąki, mieszając ciągle, aby nie przywarło, potem osolić, dodać trochę pieprzu białego, sporo siekanej zielonej pietruszki, kilka kropli magii, rozkołatać dobrze i gorące wlać na kartofle świeżo ugotowane, pokrajane w plasterki. Po wymieszaniu doprawić octem z odrobina cukru i podać na ciepło na stół.”
szałot
4 ziemniaki, 20 dkg wędzonego boczku, 2 marchewki, 2 kiszone ogórki, 1 duża cebula, musztarda (dowolna, ale ja użyłam ostrej), sól
ziemniaki i marchew ugotować w skórce, po ostudzeniu obrać i pokroić w kostkę. w kostkę pokroić również ogórki, cebulę i boczek, który następnie dobrze wysmażyć na patelni. gorący razem z tłuszczem wymieszać z pozostałymi składnikami. doprawić musztardą i sprawdzić, czy nie brakuje soli (nie powinno, bo i boczek i musztarda są dość słone, ale…).