wśród storczyków na parapecie 6-latki rośnie (w naszej świadomości od tygodnia) wyhodowane z pestki awokado. póki co, po bitych 3 miesiącach osiągnęło całe 10 cm i ma 4 mikrolistki. w zasadzie już pogodziliśmy się, że eksperyment hodowlany się nie powiódł i trzeba wyrzucić zawartość doniczki, więc zdumienie rodziny było ogromne, a radość dziecka jeszcze ogromniejsza. zupełnie na miarę tych 10 cm, których nikt nie zauważył, nie ze względu na brak podlewania, tylko dlatego, że w imię niezbędnego mikroklimatu nasionko kiełkowało sobie w woreczku foliowym o średniej przezroczystości. więc o czym mogła być mowa, gdy zaczepiła mnie po południu:
słuchaj, to warzywo, które hodujesz na moim parapecie nie ma wody!
warzywo?!
tak, te co lubię skubać
eee, to jednak nie o awokado chodziło i czym prędzej kazałam sobie pokazać, co było skubane, żeby wiedzieć, czy dzwonić na pogotowie z pytaniem, czy będzie konieczne płukanie żołądka.
tak jakoś umknęło mi, że na tym parapecie również upchnęłam doniczkę bazylii…
a wg. 6-latki bez bazylii nie ma prawdziwej pizzy, tak samo z resztą, jak bez szynki. więc zamiast jednej pizzy z porcji szybkorosnącego ciasta powstały 2 mniejsze (średnica ok. 40 cm), bo za mną chodziła pizza z sardynkami w oleju. wtedy okazało się, że sardynek nie ma w okolicy. był jedynie paprykarz szczeciński i tuńczyk, więc wzięłam to drugie.
na cieście w obu wypadkach dałyśmy sos pomidorowy z pomidorów, cebuli i czosnku. na szynce wylądował żółty ser, a na tuńczyku z oleju mozarella.
a po upieczeniu okazało się, że dziecko jednak woli zjeść tuńczyka…