Miałam obejrzeć film na 2, ale zajrzałam tylko na chwilę na bloga, potem do tych co mnie odwiedzili, stamtąd do niektórych linków, które zamieścili na poboczach, i właśnie się zorientowałam, że przegapiłam początek. Bez początku dla mnie film jest nieważny, więc go odpuszczam i podzielę się spostrzeżeniem dokonanym po dwóch tygodniach nie odwiedzania sklepów ni miasta (no jakoś tam mi wyszło). Niepokojąc szybko zbliżają się święta. Jeszcze siedzę po uszy w kalendarzach. Jak je skończę to wskoczę w remont mieszkania. A kiedy mam poszukać odlotowych prezentów?! Póki co zauważyłam cudne filcowe torebki.
I póki co korzystam z tego, co w ogrodzie dad zdążył zebrać przed przymrozkiem. Swoją drogą jutro dad przyjeżdża do nas znowu. Zapowiedział, że zdąży kupić tylko pieczywo. Ten człowiek nie zdaje sobie sprawy, że to pieczywo ma dla mnie wagę szynki parmeńskiej! Naprawdę nie rozumiem, jak możne smakować sklepowy mrożony chleb, który potem sprzedają tubylcze piekarnie!!! Nie rozumiem jak smakuje, ale znam przyczynę – pasza dla mas.
tortellini z botwiną (mangoldem) – składniki:
- 0,5 kg suchych tortellini,
- 0,5 kg mangoldu / botwiny,
- 3 zmiażdżone ząbki czosnku,
- 1/2 szkl. oliwy,
- 1 łyżeczka pokruszonego chilli,
- sól i pieprz
tortellini z botwiną (mangoldem) – przepis
Botwinę należy ugotować, osączyć i drobniutko posiekać. Na rozgrzanej oliwie podsmażyć na bladozłoty kolor czosnek. dodać botwinę. Doprawić chilli, solą i pieprzem (przy chilli nie dodaję pieprzu, bo moje kubki smakowe i tak nie zauważają tej subtelnej różnicy, ale podaję tak dla zgodności z przepisem). Gotujemy tortellini zgodnie z przepisem, odcedzamy i przekładamy do uduszonej botwiny. Przez jakieś 2 minuty trzymamy to na dużym ogniu potrząsając patelnią.