pewnie nie wiedziałabym, że w Ostrawie jest jakieś zoo, gdyby nie intensywna kampania billboardowa na Śląsku. słoniczka Raszmi zachęcała do odwiedzin za każdym razem, gdy przejeżdżaliśmy przez Chorzów. i jak widać była skuteczna… ale od początku. jeśli będziecie się tam wybierać, to przeznaczcie na zwiedzanie cały dzień. cały to jakieś 8 godzin, bo jest co oglądać, i to nie tylko zwierzęta, choć oczywiście one są głównym celem wizyty. nie trzeba też się martwić o prowiant, bo na miejscu można kupić i drobne przekąski i solidny obiad w niewygórowanej cenie.
wybór trasy, którą poruszają się zwiedzający nie polega na obraniu drogi w prawo lub lewo. do wyboru są również ścieżki botaniczne i dydaktyczne. na ścieżkach botanicznych obejrzeć można rośliny charakterystyczne dla tego regionu Europy, pospolite i chronione, jak również egzotyczne – związane ze zwierzętami przebywającymi w zoo. wszystkie opisane w 3 językach (również w polskim), z resztą opisy będą prawie wszędzie. a roślinność akurat teraz szalała z kwitnieniem, więc poruszaliśmy wśród ferii barw i zapachów.
ścieżki dydaktyczne obejmowały głównie ochronę środowiska. choć wchodząc do wodnego świata najpierw można było z bliska obejrzeć sposoby spiętrzania wody, ba nawet samemu regulować jej przepływ. nie muszę dodawać, jaką atrakcją dla dzieci było podnoszenie śluz i uruchamianie kół młynów wodnych. również w wodnym świecie można było poznać budowę naturalnej oczyszczalni w formie stawu obsadzonego irysami i innymi roślinami lubiącymi podmokłe tereny.
w mini spalarni pokazano dwa piece domowe, jeden z paliwem specjalnie przeznaczonym do ogrzewania domu, drugi pełen śmieci. na planszach informacyjnych pokazano dokładnie, co wdychamy paląc w tym drugim. sąsiadująca obok ekokuchnia zwracała uwagę na energooszczędność urządzeń domowych oraz zasady sortowanie odpadów.
o tym, że jest to miejsce dla każdego pomyślałam stojąc przed mapą ogrodu. rzuciły mi się w oczy wyraźne oznaczenia dróg dla niepełnosprawnych. później, na trasie, też nie sposób będzie nie zauważyć oznaczeń miejsc niedostępnych dla osób na wózkach inwalidzkich oraz opisów braillem dla osób niedowidzących przy odciskach tropów zwierząt.
nie wiem, czy to pracownicy zoo pomyśleli o tak przyziemnych sprawach, jak zmęczenie zwiedzających, czy korzystali z pomocy specjalistów, ale w ogrodzie nie brakuje różnych miejsc odpoczynku. od ławeczek przy wybiegach zwierząt, przez knajpki i budki z napojami i jedzeniem, po leżaki nad wodą i miejsca dla matek do karmienia piersią nie ulokowane obok toalet, tylko przy placach zabaw, osłonięte parawanami zapewniającymi intymność (!). no i prozaiczna sprawa – toalety, których nie trzeba było szukać, bo były w każdym budynku.
wykazano się również niezwykłą spostrzegawczością w kwestii możliwości percepcji dziecięcej. nie ma szans na utrzymanie przez kilka godzin u dzieci ciągłej chęci oglądania zwierząt, więc przygotowano w kilku formach specjalne miejsca odpoczynku. po pierwsze były tam place zabaw. nawet najbardziej wyczerpana jednostka ożywa na widok zjeżdżalni, z której szczytu można zobaczyć żyrafy lub wspinać się po linach w sąsiedztwie małpiarni.
po drugie na całej trasie były też punkty umożliwiające dzieciom zmianę perspektywy widzenia świata. bo przecież świat musi wyglądać inaczej, gdy się siedzi w kangurzej kieszeni, leży w skorupie żółwia, czy wygląda się z gniazda remiza.
ogrodzenia oddzielające zwiedzających od zwierząt były jedynie przy tych niebezpiecznych i takich, które mogłyby się udać w siną dal. przy pozostałych były barierki sięgające kolan, a w przypadku ptaków można było wejść do ich wolier.
o warunkach panujących w zoo może świadczyć ilość młodych zwierząt urodzonych w niewoli. prawie przy każdym stanowisku umieszczona była informacja o dacie narodzin najmłodszych mieszkańców. swoją drogą zaskoczył mnie widok dwumiesięcznego słonia, no cóż mało urodziwe to stworzonko przypominało mi mrówkojada 😉
problem karmienia zwierząt rozwiązano na dwa sposoby. oczywiście były tabliczki informacyjne zakazujące tej czynności z bardzo sugestywnymi piktogramami zwierzątek leżących z cierpiącą miną i nogami do góry. drugim sposobem było umożliwienie karmienia w kontrolowany sposób. przy wybiegach zwierząt domowych postawiono ogólnodostępne automaty z karmą. może z wyjątkiem karpi pozostałe zwierzęta w trakcie karmienia można było dotykać i głaskać do woli. a wybieg dla kóz miał wejścia umożliwiające wjechanie wózkiem inwalidzkim.
no cóż, nie ma co ukrywać, ale nie tylko dzieci oglądały z otwartymi ustami 😉
cz. 1 wycieczki – czyli pierwsza obiadokolacja w Ostrawie