Są takie książki, które idealnie sprawdzają się w podróży, zwłaszcza komunikacją powszechną. Nie oczekują nadmiernego skupienia, analizy, konieczności zapamiętania wszystkich bohaterów, ba nawet nie wymagają pamiętania tej lektury po jej zakończeniu.
Kredziarz, C.J. Tudor, Wydawnictwo Czarna Owca, 2018
Nie dziwi mnie, że na fali sukcesu seriali „Stranger things” i „Dark”, dziejących się w niewielkich miasteczkach wśród nastolatków, pojawiają się nie tylko filmowe propozycje wykorzystujące ten motyw. W takiej scenerii dzieje się akcja „Kredziarza” – paczka chłopaków, w której dziwnym trafem zaplątała się rudowłosa dziewczyna (zupełnie, jak w drugim sezonie „Stranger things”), więc jest i pierwsza miłość. Dzieciaki nie są idealne – jeden kleptoman, drugi grubas, trzeci naśladujący brata nieletniego przestępcę, czwarty z tzw. nizin społecznych, piąty rozwiązujący problemy w domu samookaleczaniem się. Tu przynajmniej zgadza się opis z okładki z zawartością książki. Poza tym jeżdżą na rowerach i komunikują się szyfrem rysowanym kredą, co miało być tym niesamowitym chwytem dramaturgicznym. Tłem ich życia są wypadki, molestowanie seksualne, aborcja i na koniec morderstwo, do którego wyjaśnienia musi upłynąć dużo czasu, bohaterowie dorosnąć i nastąpić odpowiednia koniunkcja planet, bo niestety sama akcja autorce nie wystarczyła, żeby wybrnąć ze swego pomysłu.
Nie lubię pośpiesznego kończenia książek, takiego w którym bardziej ma się skojarzenie z czytaniem raportu, niż powieści. A niestety tak jest w tym przypadku.