z dzieciństwa pamiętam, że co roku jesienią szliśmy do dziadków Gubarewiczów po gruszki. nie byli to nasi prawdziwi dziadkowie, a rodzice koleżanki mamy, z których dziećmi bawiłyśmy się latem. samo zbieranie gruszek nie wiem, jak przebiegało, więc pewnie to tata robił, pamiętam za to wielkie świnie biegające po podwórku, przed którymi kryliśmy się na ganku. a gruszki były niezbędne do borówek, z których tata smażył konfiturę do mięs. ten smakołyk był trzymany specjalnie na święta. z czasem poznałam też i konfiturę z żurawin. konfitury z tych dwóch owoców to dla mnie najlepsze uzupełnienie każdego pieczonego mięsa. a przy okazji mama przywiozła przepis na męski tort, w którym właśnie konfitury z żurawin lub borówek pełnią niebagatelną rolę.
ostatnio jakoś rozmawiałam z cukrzycową babcią właśnie, że już pora na żurawiny. no i po dniu z moją latoroślą, oprócz reklamówki prac plastycznych 2D i wieka od pudełka po butach z pracami 3D, wręczyła mi reklamówkę żurawin i pomarańcz z informacją, że pomarańcze dobrze robią żurawinom. czym prędzej sprawdziłam. i nastąpił mały przeskok od jesieni do zimy, a dokładnie świąt, bo pachniało bardzo świątecznie.
żurawina z pomarańczą
- 1,5 kg żurawiny,
- 3 pomarańcze,
- 1 szkl. brązowego cukru,
- 10 goździków,
- 1 łyżeczka cynamonu,
- szczypta soli,
- 100 ml brązowego rumu
żurawinę włożyć do zamrażalnika na 2 dni. bez rozmrażania przełożyć do garnka. z jednej pomarańczy otrzeć skórkę, ze wszystkich 3 wycisnąć sok. skórkę i sok dołożyć razem z cukrem i przyprawami do żurawin. gotować na małym ogniu, aż owoce popękają (pokrywka jest przydatna). spróbować, czy konfitura nie jest za kwaśna, ewentualnie dosłodzić. wlać rum, zagotować i gorącą żurawinę przekładać do słoików. szczelnie zakręcić i odstawić do góry nogami do ostudzenia.