kiedyś, tuż po nowym roku mieliśmy do przejechania całą polskę. nie dość, że jezdnie oblodzone tak, że tiry na górkach jeździły wahadłowo, to jeszcze śnieżyca. kierowca stwierdził, że potrzebujemy przeczekać ten śnieg, bo się po prostu boi. zatrzymaliśmy się w najbliższym zajeździe, gdzie w menu była zupa gulaszowa. na stół przyniesiono każdemu oddzielny kociołek na pałąku, ze świeczką pod spodem, utrzymującą stałą temperaturę – widok niesamowity. potem nastąpiła próba smaku. polubiłam wtedy kminek, a w zupie się zakochałam 😉
zupa gulaszowa
(wg biblii kuchni węgierskiej – „nobel dla papryki”)
- 25 dkg mięsa gulaszowego (najlepiej wołowiny, ale z wieprzowego też wychodzi dobra zupa),
- 1 kg ziemniaków,
- 2 cebule,
- 2 pomidory lub przecier,
- 1 papryka,
- 1 ząbek czosnku,
- papryka w proszku,
- kminek mielony,
- olej do smażenia (oryginalnie smalec),
- ostra papryka suszona lub strąk świeżej
posiekaną cebulę zrumienić na oleju, odstawić na bok. gdy tłuszcz przestygnie dodać słodką paprykę w proszku i powoli zacząć podgrzewać. zapobiegnie to skarmelizowaniu cukru w papryce, a potem jego spalonemu, gorzkiemu posmakowi. dodać pokrojone mięso i je obsmażyć. dodać kminek, drobno posiekany czosnek, pokrojone pomidory bez skóry, świeżą paprykę słodką i ostrą, posolić, podlać wodą i dusić na wolnym ogniu, aż mięso będzie miękkie. wtedy dodać pokrojone w kostkę ziemniaki i zalać gorącą wodą, tak, by wszystko przykryła. gotować do ich miękkości. na koniec doprawić jeszcze solą i papryką.
* zamiast pomidorów i świeżej papryki można użyć lecso ze słoika, pod warunkiem, że nie ma ono w swoim składzie octu.
** jest to danie, w którego przygotowaniu bardzo przydaje się szybkowar skracający zwłaszcza czas gotowania mięsa.