ponoć nie powinno się przestawać pisać na blogu, nawet na chwilę, bez uprzedzenia czytelników. no niestety nie udało mi się. wylądowałam na tydzień w szpitalu, i zdesperowana nawet próbowałam komórką robić notki, ale jakoś blox nie jest kompatybilny z moim smartfonem, i mogłam sobie wpisać tytuł i tagi, natomiast samej notki już nie 🙁
myślałam, że będę miała powody do pokazania kuchni szpitalnej, ale prócz szoku diabetycznego, reszta mieściła się w szpitalnej normie. a nawet bym powiedziała, że po 8 latach, odkąd gościłam w tym samym szpitalu, zwiększono racje żywnościowe. i to nie rodzina pacjenta ma dbać o to by on w trakcie leczenia nie padł z głodu.
generalnie załapałam się na 2 obiady, gdyż wizja przygotowania pacjenta do zabiegu pielęgniarek była prosta – nic nie jeść. a po zabiegu – nic nie jeść, następnie przejść na dietę lekkostrawną, czyli kaszę mannę zalaną gorącą wodą. moja wiedza teoretyczna potwierdziła się w praktyce, w ten sposób kasza nadal jest twarda i surowa, jedynie dzięki rozmiarom dająca się przełknąć.
jako świeżo przyjęta pacjentka dostałam na obiad „co zostało”, czyli akurat obiad dla cukrzyków. dla tych co nie rozpoznali na zdjęciu: duszona marchewka zagęszczona mąką, gotowane ziemniaki i pulpet szumnie nazwany roladą (zawsze myślałam, że to ma coś wspólnego z rolowaniem, ale niech tam…). dla tych, którzy nie wiedzą, co mnie ruszyło, to dieta osób chorych na cukrzycę zaleca jedzenie produktów o niskim indeksie glikemicznym, gdyż im wyższy jest jego poziom, tym większe stężenie cukru we krwi potem. marchew gotowana – IG 80, biała mąka – IG 85, ziemniaki gotowane – IG 70, pulpet z pewnością nie był z chudego mięsa. nie wiem, jak wyglądał zestaw osób bez cukrzycy, ale zauważyłam na wózku mizerię (ogórki – IG 15, śmietana, jako tłuszcz zwierzęcy powinna być wykluczona, ale nie wiem, czy nie jest jednak lepszym rozwiązaniem od mąki).
ze szpitala wyszłam, więc żyję. pożytek z leżenia w łóżku jest taki, że nadrobię zaległe notki. na jutro zapowiadam odpustową wyprawę do Piekar Śląskich.