Lecsó gotuję w jeden jedyny, uznawany przeze mnie sposób i mam problem z nazwaniem lecza leczem, kiedy zostają zaburzone proporcje warzyw. A wynoszą one 1:1:1 (cebula, pomidory, papryka). Przy czym na kilogram pomidorów, papryki wagowo musi być więcej, bo wykrawa się jej środki. Jedynym odstępstwem jest dodanie cukinii lub kabaczka.
jak gotuję lecso:
– cebula – krojona w grube krążki lub ćwiartki. zeszklona jedynie, najlepiej na smalcu.
– papryka – świeża zielona dla smaku i soczystości. Słodka suszona dla aromatu i koloru. Ostra suszona dla mocy. Dodaje się je w trzech etapach: sproszkowaną słodką na tłuszcz z cebulą. Oczywiście nie na wrzący tłuszcz, bo zawarty w niej cukier się skarmelizuje i przypali, co w efekcie da gorzki posmak. W drugim etapie dodaje się świeżą. W trzecim ostrą, jeśli dodajemy ją w całości to należy to zrobić dość wcześnie, aby miała czas rozmięknąć, a pod koniec gotowania delikatnie ją rozgniatamy.
– pomidory – krojony w grube plastry lub ćwiartki, najlepiej ze zdjętą skórką.
Te trzy składniki daje się w równych proporcjach, pod koniec dodajemy kiełbasę lub inne mięsne kawałki, ważne żeby były bez śmietany. W wersji oryginalnej nigdy nie dodaje się cukinii, kabaczka, pieczarek itp. składników bardzo popularnych w Polsce.
* moja biblia autorstwa Tadeusza Olszańskiego.