Wielką fanką Magdy Gessler raczej nie jestem, jak z resztą wielu innych celebrytów. Niemniej doceniam to co zrobiła dla Polaków, mianowicie iż w każdym swoim programie uczyła, że restauracje i inne lokale gastronomiczne są dla klientów, a nie odwrotnie. I właściwie wcale mnie nie zdziwiło, że jakiś czas temu stworzyła swój własny znak jakości – poziomkę, który przyznaje nie tylko restauracjom, ale również hotelom. I właśnie w takim hotelu byłam w ubiegłym tygodniu.
Akurat tak się złożyło, że Rezydencję Luxury Hotel odwiedziłam w tym miesiącu dwa razy. Dzięki czemu miałam możliwość dwukrotnego zetknięcia się z hotelową restauracją. No i nie ma co ukrywać, szef kuchni – Mariusz Malinowski – mnie zauroczył. Raz, swoją osobowością, niespeszony widzami fantastycznie opowiadał i o ziemniakach nadziewanych twarożkiem z rzodkiewkami, i o wyzwaniach stawianych przez Gessler. Dwa, ogromnym rozstrzałem między tym co przygotował na te dwie, w gruncie rzeczy odmienne imprezy. Uczestniczki zajęć jogi na lunch dostały proste dania z grilla. Jednak wbrew temu, co kto myślałby o grillu, to były bardzo lekkie i niczym nie przypominające tego, co zwykle większość grillujących na ruszt wrzuca. Do tego taka lemoniada do picia, że wciąż za mną chodził jej tajny składnik, którego niemieckiej nazwy wówczas nie zapamiętałam. Po drugim spotkaniu już wiedziałam, że to przytulia wonna, znana chyba bardziej jako marzanka.
Pretekstem do drugiego spotkania było przyznanie Rezydencji 6 poziomek – po 3 za restaurację i hotel. Ta nagroda z kolei stała się pretekstem do stworzenia wyjątkowego menu. Dostępne było jedynie przez tydzień, więc kto tam nie trafił przez przypadek, to niestety nie może na nie liczyć, ale z pewnością nie zawiedzie się na tym, co akurat restauracja zaoferuje.
Poziomkowe menu było prawdziwą zabawą smakami i konsystencjami. Jako przystawkę zaserwowano nam grasicę cielęca, purée z poziomek i malin oraz ptysia z ziołami.
Następne w kolejności gazpacho z pomidorów, poziomek, z krupniokiem i olejem lnianym, zapewniło, dla odmiany, zabawę manualną, bo prawie laboratoryjna pipeta służyła do osobistego dozowania oleju lnianego.
Kolejne danie – grillowany schab z kością, chutney z poziomek i papryczki, purée z gorczycą, ziemniaczane prażynki.
A na deser mrożony torcik bezowy z malinami, truskawkami, porzeczkami i poziomkami.
Odwiedzając restauracje lubię być zaskakiwana nowymi smakami lub zupełnie innym spojrzeniem na rzeczy doskonale mi znane. Rezydencja w tym mnie nie zawiodła. A niosąc sadzonkę poziomek i przewodnik „Gdzie najlepiej zjeść i wyspać się w Polsce?” było mi po prostu poziomkowo 😉