na obiad przyszła przyszywana babcia. przyszła w zasadzie długo, długo po obiedzie, więc trzeba było wszystko podgrzać. podgrzane danie ślicznie ułożyłam na talerzu i dumna wniosłam do pokoju. lekko schyliłam się, by postawić talerz na stół, i w zupełnie niewytłumaczalny sposób wysunął mi się z ręki. połowa dania wylądowała na stole, a znaczna część na podłodze. nastroiło mnie to nad wyraz optymistycznie. poszłam po szufelkę i zmiotkę, żeby najpierw sprzątnąć z podłogi. a gdy wróciłam, babcia miała już wszystko przełożone z serwety na talerz i szykowała się zadowolona do konsumpcji. niby babcia nie z tych, co focha strzelają, gdy coś nie idzie tak, jak sobie zaplanowała, ale i tak zyskała po raz kolejny niewyobrażalnie wielkiego plusa.
kurczak po turecku
1 duży kurczak, olej, 1 cebula, 0,5 l rosołu, 2 jabłka, 3 łyżeczki curry, 1 łyżka mąki (opcjonalnie), 1 łyżka miodu, 4 łyżki mleczka do kawy, po 2 łyżki rodzynek i migdałów
kurczaka pokroić na porcje i obsmażyć. dodać drobno pokrojoną cebulę i ją zeszklić. dodać rosół, gotować ok. pół godziny. znowu dodać, tym razem obrane i dość drobno pokrojone jabłka. posypać curry. gdyby sos był za rzadki, to teraz można wykorzystać mąkę mieszając ją z mleczkiem i resztą sosu. wsypać rodzynki i migdały. zagotować i można podawać.