#Wielkanoc już wkrótce, więc dziś wyciągam dwie książki, które subtelnie skłaniają do przemyśleń i zatrzymania się w pędzie życia codziennego. Wszystko zaczęło się jeszcze w ubiegłym roku. W jakiejś audycji radiowej usłyszałam jak Tessa Capponi-Borawska opowiada o przetłumaczonej przez siebie „Włoskiej sztuce dobrego gotowania” Pellegrino Artusiego. Ponoć to książka, którą we Włoszech matki dają córkom w prezencie ślubnym – nie mogło być lepszej rekomendacji do kupna! A że zawsze lubiłam felietony pani Capponi, to przy okazji zerknęłam, czy sama coś napisała i znalazłam dawno wydany „Dziennik toskański”. I choć to nie o tych książkach dziś chcę napisać, to ich śladem potoczyła się później dyskusja u znajomych. Delektowaliśmy się przygotowaną przez panią domu pizzą i dobrym winem i miło rozmawialiśmy o umiejętności doceniania chwil. Wtedy opowiedziałam sytuację, która przypomniała mi się z „Dziennika…”, kiedy rodzina Capponich odwiedza hrabinę organizującą koncert w swoim pałacu. W pamięci Capponi-Borawskiej utkwiła nie tylko muzyka, ale też to, że siedzieli na srebrzyście lśniących lawendowych krzesłach i podane były drobne przekąski. Na co znajoma odpowiada: „Danie dwunaste: parada subtelności. Rzeźbienie i jedzenie figurek z cukru i ciasta. Instrumenty muzyczne dla uczczenia pory roku lub specjalny gość. Szałamaje sygnalizują koniec uczty”. No i zbaraniałam! I w ten właśnie sposób los mnie zetknął ze „Starym wspaniałym światem” Toma Hodgkinsona.
„Stary wspaniały świat”, jak się łatwo domyślić, staje w opozycji do życia w nowoczesnej społeczności, biorącej życie, jak produkt w supermarkecie, którego wartość często bywa dyskusyjna. Książka podzielona jest na miesiące, gdyż wg Hodgkinsona życie zgodnie z naturalnym cyklem pór roku jest drogą do osiągnięcia szczęścia. Swoje przemyślenia wspiera doskonałymi cytatami z literatury starożytnej, a potem sprawdza sam w praktyce. I uczciwie przyznaje się, że ta praktyka nie zawsze prowadzi do sukcesów, że czasem trzeba zweryfikować wiedzę książkową z doświadczeniem innych praktyków lub np. lokalnym prawem. Są więc historie o dumie z młodych warzyw w ogródku i tragedii, gdy zostają zjedzone przez kucyka, o przyłapaniu na kupowaniu sklepowego pieczywa, gdy się zachęca do samodzielnego pieczenia, o kupowaniu lekko przechodzonych kur niosek z chowu klatkowego i o pisaniu artykułu o zabijaniu trzody chlewnej, prowadzącym do odwiedzin i telefonów wszelkiej maści urzędników. A podany powyżej cytat pochodzi z grudniowego rozdziału, zachęcającego do spotkań i biesiadowania. Umiejętność to bardzo przydatna nie tylko zimą 😉
Los się czasem dziwnie plecie i kolejna książka poniekąd również ma związek z tą samą znajomą. Na „Cabin Porn. Podróż przez marzenia – lasy i chaty na krańcach świata” natrafiłam szukając w internecie inspiracji do altany działkowej. Zobaczyłam kilka z niej zdjęć i stwierdziłam, że muszę ją sobie kupić. Póki jej nie dostałam w ręce to myślałam, że jest to album architektoniczno-socjologiczny: domki na drzewie, domki w ziemi, schronisko, jurty i inne mieszkalne twory wznoszone głównie rękami ich właścicieli. Wiele się nie pomyliłam, gdyż tak, jak moje pierwsze spotkanie odbyło się w internecie, tak i sama książka miała tam początek. „Cabin Porn” było początkowo projektem internetowym grupy przyjaciół chcących zbudować dom będący w harmonii z naturą i gromadzących fotograficzne inspiracje. Potem odwiedzający stronę zaczęli przysyłać własne zdjęcia i dzielili się swoimi historiami. Do książki trafiło około 200 zdjęć i kilka historii, więc jest ona bardziej albumem niż książką, ale z zawartych w niej opowieści można wyciągnąć podobny wniosek, jak przy lekturze „Starego wspaniałego świata” – życie zgodne z naturą, kontakt z drugim człowiekiem jest tym czego tak naprawdę brakuje ludziom, ale, co ważniejsze, jest osiągalne.
A jaki jest związek między moją książkową znajomą, a tą książką? Pod koniec lutego zadzwoniła do mnie z propozycją wcześniejszego poświętowania dnia kobiet w oderwaniu od cywilizacji. Znaleźli z mężem cudowne miejsce w Świętej Katarzynie na kielecczyźnie. Po zimowym maratonie edukacyjnym jeden weekend z dala od cywilizacji to była propozycja, na którą nie trzeba było mnie mocno namawiać. Ja do czytania wzięłam ze sobą czytnik, a ona listy córki Galileusza i właśnie „Cabin Porn”. Czytnik został w torbie, a ja się delektowałam dotykiem papieru, niesamowitymi pomysłami na domy z całego świata i widokiem za oknem.
Cabin Porn. Podróż przez marzenia – lasy i chaty na krańcach świata, Klain Zach, Leckart Steven, Wydawnictwo Smak Słowa, 2017
Stary wspaniały świat, Tom Hodgkinson, Wydawnictwo: W.A.B., 2015