luzowanie kości z kaczki spowodowało, że miałam materiał na rosół. nie byłabym sobą, gdybym nie skomplikowała sobie życia – pomyślałam, że zamiast makaronu fajne byłyby uszka w rosole. byłby w końcu pretekst by została użyta forma do uszek przed bożym narodzeniem, która leżąc na szafce pokryła się solidną warstwą kurzu.
jakoś nie pomyślałam, że ciasto pierogowe może przykleić się do plastiku po pozostawieniu go wilgotnym. więc pierwsza partia była wypychana palcem w towarzystwie powątpiewających westchnień córki. bałam się to robić szybciej, żeby nie porwać ciasta. przez co zaczęłam nawet myśleć o powrocie do metody „kieliszkowej”, ale udało się. przy następnej partii obficie zasypałam formę mąką. uszka już same odpadały, niektóre już w trakcie wałkowania.
uszka z mięsem
farsz: 35 dkg wołowiny, 1 cebula, ząbek czosnku, majeranek, sól, pieprz
ciasto: 35 dkg mąki pszennej, 1 jajko, letnia woda, szczypta soli
farsz można zrobić z mięsa surowego lub gotowanego (np. z rosołu). mięso zmielić, cebulę drobno posiekać, dodać zmiażdżony czosnek, dużo majeranku i przyprawy. masę dobrze wyrobić. jeśli jest za sucha i się nie klei dodać 2 łyżki zimnej wody.
w mące zrobić dołek, do którego wbić jajko, posolić i dolać trochę wody, zagnieść. rozwałkować część ciasta na cienki placek, ułożyć go na oprószonej mąką formie. na to układać kulki farszu nie większe od wiśni (miejsce ich położenia namierzyłam palcem, potem było widać, gdzie ciasto się zapada). przykryć drugim płatem ciasta i wałkiem docisnąć do siebie ciasto. po odwróceniu formy uszka same wypadały. gotować ok. 5-8 min.
z tej porcji wyszło mi 4 x po 54 szt. uszek, bo tyle przewiduje forma.
na koniec – sześcioletnie paluszki, które miały swój udział w zagniataniu i wałkowaniu ciasta i zażądały dokumentacji zdjęciowej 😉