niedzielny poranek. człowiek chciałby zjeść śniadanie w stanie au naturel… a tu ani grama pieczywa, bo w ferworze imprezowym dzień wcześniej, jego skończenie się umknęło. do wyboru, jak zwykle, wycieczka do marketu po pieczywo z piątku (brrr), omlet lub naleśniki (kto chce stać przy patelni w szlafroku?!), pieczenie własnego pieczywa (trzeba czekać, aż wyrośnie i w międzyczasie nie paść z głodu). no to poszłam na kompromis, i było świeże, i bez rośnięcia i z nadzieniem.
muffinki z boczkiem
2,5 szkl. mąki, 1 szkl. jogurtu naturalnego lub kefiry, 100 g oleju, 2 jajka, 2 ząbki czosnku, 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia, 0,5 łyżeczki sody, pół łyżeczki soli, 10 dkg wędzonego surowego boczku, 10 dkg żółtego sera, połowa dużej papryki, garść liści bazylii
paprykę, boczek i ser pokroić w kostkę, liście w paski. oddzielnie wymieszać suche składniki, a oddzielnie mokre i dopiero wtedy dodać pokrojone pozostałe składniki. piec 25 min. w 200 st.C