chyba rok temu obejrzałam fragment jakiegoś programu telewizyjnego pod hasłem 'pogotowie wigilijne’. ekspertem była pani gessler, która opowiadała o ideale śledzia – miał być po nabiciu na widelec zdechły. domyślam się, że chodzi o to żeby był miękki i raczej nie sprężysty. aczkolwiek tak mi to zapadło w pamięci, że za każdym razem patrząc na tę rybkę wyobraźnia podsuwa różne obrazki.
śledź korzenny
4 płaty matiasów, garść rodzynek, 1 cebula, 2 łyżki przyprawy do piernika, olej, mleko do wymoczenia śledzi
jeśli śledzie są zbyt słone namoczyć je w mleku na min. godzinę. kawałek spróbować i albo dalej moczyć, albo opłukać pod bieżącą wodą, osuszyć i pokroić w paski. rodzynki sparzyć wrzątkiem, osuszyć. cebulę drobno posiekać, sparzyć wrzątkiem (niekoniecznie, ale zwykła jest tak ciężkostrawna, że wolę to zrobić), wymieszać ze śledziem i rodzynkami. w słoiku wymieszać przyprawę z kilkoma łyżkami oleju, wrzucić śledzie, uzupełnić olej do poziomu śledzi. zakręcony słoik potrząsnąć tak, żeby wszystko się wymieszało. odstawić na 2-3 dni co jakiś czas potrząsając słoikiem.