to będzie wycieczka lekko obieżysmakowa na trasie bytom– trzebinia – zator – kraków – bytom
jest takie miejsca między wadowicami a oświęcimiem, co się zator nazywa. to nieduża miejscowość, nawet z prawami miejskimi. znana jest nie ze względu na jakieś szczególne walory turystyczne, ale dzięki temu, że znaleziono świetny sposób jej promocji. nie mając zasadniczo żadnej atrakcji wykorzystano środowisko naturalne. okolica jest dosłownie obłożona stawami, w których zapaleni wędkarze mogą łowić np. karpie.
czyli temat świetnie sprzedany marketingowo…
teraz strona praktyczna. skoro to dolina karpia, to zgadnijmy jaką rybę mogliby chcieć zjeść przypadkowi przejezdni, niekoniecznie chcący najpierw ją sobie złowić? zjedliśmy… sandacza. było on, mimo pancernej panierki, pyszny. do tego były różne surówki. ale jakby ktoś znał przepis na białą kapustę gotowaną i zakwaszaną, to ja poproszę. że też mi nie przyszło do głowy spytać w knajpie!!!
wracając kolację zjedliśmy w barze przy stacji benzynowej…
podobno przewodnik po lokalach gastronomicznych michelin poleca te miejsca, gdzie zatrzymuje się dużo tirów. kierowcy przez CB-radio dają sobie znać, gdzie jest dobre i niedrogie jedzenie. z tym niedrogie, to bym akurat nie przesadzała, bo było droższe niż rybki. ale pod innymi względami nie ustępowało w niczym. ja akurat wybrałam sobie zwykłą zapiekankę ziemniaczaną z kiełbasą i rozmarynem, zapieczoną pod żółtym serem i do tego warzywa z wody. a reszta kotlet szefa, który składał się ze schabowego przykrytego plastrem szynki i pieczarkami z ziemniaczkami i zieleniną.
jestem znowu głodna. mówiłam, że uwielbiam jeść?