wczorajszy dzień upłyną pod znakiem rogu obfitości, popularnie nazywanego na śląsku tytą. w obliczu góry słodyczy i pierwszego dnia w szkole trudno myśleć o jakichś bardziej wymyślnych daniach, więc była zupa toskańskich pasterzy – acquacotta*, czyli gotowana woda. początkowo do gotowania tej zupy używano wody, ziół, oliwy, czerstwego chleba (ślązacy, brzmi znajomo?) i jajek. z czasem zwiększyła się liczba składników i powstały różne wersje tej zupy.
acquacotta
1 kg dojrzałych pomidorów, 2-3 duże cebule, 1 seler naciowy, pół pęczka bazylii, 2 l bulionu wołowego, 8 jajek, 8 kromek opieczonego chleba razowego, kilka łyżek oliwy do smażenia, sól, pieprz
cebulę pokroić na plasterki i zeszklić na oliwie. dodać sparzone, obrane i pokrojone pomidory oraz pokrojony w plasterki seler naciowy i posiekaną bazylię. dusić 20 minut, przyprawić solą i pieprzem. podlać bulionem i gotować kolejne 20 minut na średnim ogniu. zmniejszyć ognień. jajka wybijać pojedyńczo do miseczki, by wyeliminować te, których żółtko pęknie. całe wlewać do zupy. po 2-3 minutach zupa jest gotowa. do każdego talerza wkładać kromkę, na to wlewać zupę z jajkiem.
* uczciwie się przyznaję, że nie wiem, czy bez błędu jest ta nazwa, bo ugotowany to cotto