Magia Kazimierza Dolnego, jego artystyczny klimat są już legendarne. Kto chce to zobaczyć na własne oczy powinien je odwiedzić we wrześniu-październiku, kiedy kończy się sezon turystyczny, bo latem ilość turystów na metr kwadratowy może przytłoczyć. Jednak my wybraliśmy się tam tym razem w maju, traktując Kazimierz, jako bazę wypadową do zwiedzenia bardzo ciekawej okolicy: od Męćmierza poczynając, przez Janów, Czarnolas, na Puławach kończąc.
Panorama Kazimierza Dolnego
Przyznaję się bez bicia, że miasto robi na mnie tym większe wrażenie im wyżej wlazę – panorama jest kapitalna, czerwone dachówki lub czarny gont, zielone pagórki, gdzieniegdzie widoczna Wisła, widać i farę, i ruiny zamku z basztą. A góra Trzech Krzyży ponoć pachnie macierzanką, niestety z katarem człowiek może pomarzyć jedynie o wąchaniu.
Wizyta na rynku to niespieszny spacer wzdłuż uroczych kamieniczek, w których maleńkie galerie kuszą do zajrzenia. Pomiędzy ogródkami kawiarni można zamówić sobie portret, kupić kazimierski widoczek lub kiczowaty portret żyda.
Śladem kultury żydowskiej
Na przełomie XIX i XX wieku ponad połowę mieszkańców Kazimierza stanowili Żydzi. Ślady po nich, to nie tylko kirkut na zboczu wąwozu Czerniawy z kazimierską ścianą płaczu, zbudowaną ze zniszczonych macew. To również gmach synagogi przy małym rynku, jatki, to koncerty muzyki klezmerskiej, wystawa judaistyczna w muzeum, festiwale kultury kultury żydowskiej (Pardes Festival, Festiwal Muzyki i Tradycji Klezmerskiej).
Po raz pierwszy udało nam się dotrzeć do sanktuarium pw. Zwiastowania Najświętszej Marii Panny. Znajduje się w nim obraz namalowany w 1600 roku przez Stanisława z Kazimierza, wzorowany na holenderskim miedziorycie.
A gdy z niego wyszliśmy trafiliśmy wprost na ochotniczą straż pożarną, świętującą urodziny swego patrona – św. Floriana.
Gastronomia
Kazimierz to oczywiście raj gastronomiczny – od miejsc tak znanych, jak Restauracja u Fryzjera, baru Weranda, czy kebabu pod Psem. Przy tym ostatnim stoi lokalna atrakcja – pomnik bezpańskiego kundelka Werniksa, po kuchnie oferujące obiady domowe.
Jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli miasta jest kogut z ciasta, którego można kupić w zasadzie na każdym rogu. Wypiekane w piekarni Sarzyńskiego, dostępne też w cukierni, której naprawdę ciężko nie zauważyć.
My naszego koguta zjedliśmy na kocyku siedząc nad Wisłą, planując z przewodnikiem w dłoni trasę powrotną do domu.
Regionalne piwa
Kolejną rzeczą, którą trzeba na miejscu spróbować są regionalne piwa warzone przez Browar Jagiełło – Kazimierskie (ciemne, jasne i niepasteryzowane). Stworzone na zamówienie Stowarzyszenia Kupców i Przedsiębiorców w Kazimierzu Dolnym oraz Magnus.
Noclegi w Kazimierzu
Na koniec kilka słów o miejscu, w którym nocowaliśmy. Wybraliśmy „Pensjonacik Basia” położony 20 minut spacerem od centrum. Sympatyczni właściciele, pani Barbara i pan Marian, oprócz noclegów oferują posiłki, wypożyczalnię rowerów, grill, basen i boisko. Także jeśli nawet ktoś chciałby spędzić urlop w Kazimierzu bardziej stacjonarnie, to jest to odpowiednie do tego miejsce. Dla nas istotne było też to, że możemy przyjechać z naszym futrzakiem. Meldując się dostaliśmy również kartę upoważniającą do zniżek w Muzeum Nadwiślańskim, które ma ze 100 oddziałów ;). Zniżki obowiązują również w kawiarniach, restauracjach, galeriach oraz w melexach, jeśli ktoś chciałby zwiedzić Kazimierz nie fatygując własnych nóg. Zaś sfatygowane można poddać masażom, na co również jest rabat 😉
O dalszych losach długiego weekendu możecie przeczytać w tekście „Okolice Kazimierza Dolnego nad Wisłą„